Przeładowanie

Bartek Jagniątkowski
4 min readJul 8, 2020

Jednym z symboli obecnych czasów stało się „przeładowanie”.
W wielu aspektach.

Przeładowanie receptorów atakowanych zewsząd i o każdej porze sygnałami i komunikatami mediów. Nieustanny zalew reklam i wiadomości powodujący problemy z czytaniem i koncentracją, z możliwością analizowania i zrozumienia docierających do nas bodźców co w rezultacie tworzy kolejne fale dezinformacji i niesprawdzonych faktów traktowanych jako prawdziwe.

Przeładowanie nierealnymi do spełnienia oczekiwaniami pracodawców szukających kolejnych oszczędności w usprawnianiu procesów produkcji i dystrybucji, powodujące traktowanie ludzi jak maszyny i śrubowanie czasów na wykonanie poszczególnych zadań do granic ludzkiej wytrzymałości w zupełnym oderwaniu od naszej fizjologii.

Przeładowanie związane z sytuacją na świecie w polityce, w środowisku, w gospodarce, generujące dawki kortyzolu w ilościach, z którymi nie jesteśmy w stanie sobie poradzić bez wsparcia farmakologii, co w rezultacie prowadzi do uzależnień na wielu płaszczyznach.

Przeładowanie w wymaganiach stawianych nam przez naszych życiowych partnerów w zderzeniu naszych oczekiwań i pragnień z wtłaczanym przez kulturę masową stereotypem podejścia do związków i obowiązków z nimi związanych, prowadzące do kryzysu zaufania i coraz większego zaniku umiejętności komunikowania naszych własnych potrzeb i wsłuchiwania się w potrzeby innych.

Przeładowanie towarzyszy nam na każdym kroku w każdym fragmencie codziennego życia i codziennych kontaktów z innymi ludźmi. Przeładowanie powoduje coraz większy niepokój, a stres związany z tym przeładowaniem wywołuje coraz większe poczucie paniki i strachu.

W rezultacie ludzie coraz bardziej i częściej odwracają się od sygnałów zewnętrznych, zamykają się we własnych myślach i światach. Robiliśmy to od lat, jednakże obecnie ten trend wydaje się przybierać na sile. Przeładowani nieustającym atakiem wiadomości odwracamy wzrok i słuch coraz częściej i na coraz większą skalę, skupiamy się coraz bardziej na wsłuchiwaniu we własne wnętrze i własne potrzeby. Samodoskonalenie i samoakceptacja stanowi dla nas coraz częściej nie tylko cel życia, ale staje się coraz bardziej drogą, którą chcemy podążać — staje się sensem naszej egzystencji albo przekleństwem determinującym nasze życie do granic absurdu.

Pojawienie się kapitalizmu w nowej, powojennej odsłonie w połowie XX wieku wraz ze wzrostem na globalną skalę idei wolnego rynku oraz rosnący z każdą kolejną dekadą konsumpcjonizm zdają się obecnie osiągać własne limity. Osiągamy kres możliwości produkcyjnych i dystrybucyjnych, zarówno pod względem zasobów surowcowych, energetycznych, jak i ludzkich. Produkujemy miliony ton odpadów, którymi zasypujemy kraje, które nie potrafią się spod tych gór śmieci wygrzebać, pociągając kolejne pokolenia swoich obywateli w stosy odpadów, których sami nie wytworzyli, bez widoku na możliwość zmiany tej sytuacji, bez szans na polepszenie własnego standardu życia. Jednocześnie cała światowa kultura zdaje się propagować obraz czystego życia, gładkich twarzy, szczupłych sylwetek i genetycznie „lepszych” ludzi, co odbija się nam czkawką coraz bardziej. Te pozorowane ruchy zmian, chęć integracji społeczności „obcych” kulturowo, wyznaniowo czy poglądowo są żałośnie niewystarczające i wciąż zdają się być tylko na pokaz, w większości przypadków trafiając na barierę strachu i niechęci spowodowane ignorancją, niewiedzą i zwykłym umysłowym ograniczeniem, z łatwością wykorzystywanym i manipulowanym przez politycznie zwichrowanych nacjonalistycznych demagogów.

Przeładowanie osiągamy również jako mechanizmy organiczne, osiągając limity biologii wspieranej jakkolwiek zaawansowaną, to jednak wciąż niewystarczającą technologią. Przeładowanie możliwości ludzkiego organizmu sprawia, że pomimo wydłużenia średniej długości naszego życia nie potrafimy zapewnić nam tej samej jego jakości, jak we wcześniejszych latach. Choć więcej ludzi żyje dłużej, to wciąż znacząca mniejszość z nich te dodatkowe lata ma wypełnione życiem na satysfakcjonującym jakościowo poziomie. Dla przytłaczającej większości jest to raczej egzystencja na skraju wegetacji, zniedołężnienia, braku siły fizycznej i sprawności umysłowej nie pozwalającej na utrzymywanie socjalnych interakcji czy aktywności na poziomie choćby zbliżonym do lat naszej „świetności”. Jednakże najbardziej negatywnym aspektem zniedołężniałej starości wydaje się potrzeba pomocy w najbardziej intymnych czynnościach i uzależnienie naszego dobrostanu od dobrej woli i poleganie na opiece obcych najczęściej ludzi, których będzie coraz mniej. Starzejące się coraz bardziej społeczeństwo nie będzie miało wystarczających zasobów ludzkich, które mogłyby zajmować się starzejącymi się coraz bardziej pokoleniami rodziców i dziadków.

Samo odejście od materialnych pokus współczesności i zastąpienie ich rozwojem duchowym nie spowolni jednak degradacji naszego fizycznego bytu. Postęp technologiczny w najbliższych latach powinien zatem skupić się nie tyle nawet nad spowolnieniem samego procesu starzenia, co poprawą i utrzymaniem jak najlepszej jakości naszego życia do ostatnich jego chwil. Genetyka i medycyna w połączeniu z ekonomią i gospodarką mają przed sobą nie lada wyzwanie, ale może tu właśnie tkwi rozwiązanie problemu — wzmacniając nasze organizmy, przedłużając naszą sprawność umysłową i fizyczną możemy wpłynąć pozytywnie na wydajność starzejących się społeczeństw. Systematyczne przesuwanie wieku emerytalnego — de facto momentu odsunięcia ludzi na margines zauważalności i przydatności społecznej — wydaje się jedyną drogą w kierunku zapewnienia wszystkim jako takiej egzystencji bez nadmiernego obciążania przyszłych pokoleń odpowiedzialnością za poprzednie generacje. Starzejąca się ludzkość i spadek przyrostu naturalnego dają niebezpieczną kombinację niemożności zapewnienia godziwej starości znakomitej większości mieszkańców tego świata. Dając ludziom odpowiednie wsparcie medyczne bylibyśmy w stanie wysiłek utrzymywania coraz większej liczby starych ludzi na świecie rozłożyć na większą liczbę ludzi wciąż aktywnych zawodowo, co wydaje się jedynym rozsądnym kierunkiem w połączeniu z rozwiązaniami w rodzaju dochodu uniwersalnego czy otwartej, darmowej opieki medycznej dla wszystkich bez wyjątków.

Chcąc jednak rozbudzić i utrzymać ten trend potrzebujemy zmian w myśleniu o zasobach, planowaniu i rozwoju w zupełnie nowy, holistyczny sposób. Światowy kryzys spowodowany pandemią, katastrofą klimatyczną i postępującym procesem izolacji narodów i społeczeństw to nie lada problem do rozwiązania, ale pokazuje nam, że potrzebujemy zmian u podstaw współczesnego myślenia o człowieku i jego roli zarówno w środowisku, jak i społecznościach. W czasach starożytnych rolę krzewicieli nowych postaw i nowego podejścia do rozumienia świata pełnili filozofowie — czy obecnie potrafimy zamienić hałas mediów i demagogów w spokojny głos rozsądku? No i pytanie zasadnicze: czy mamy kogo słuchać?

Stare powiedzenie „obyś żył w ciekawych czasach” nabiera jeszcze bardziej ironicznego znaczenia z każdym kolejnym dniem. Aż strach powiedzieć czy pomyśleć „no co jeszcze?”. Można też zostawić wszystko w rękach starego, dobrego Nietzsche i poczekać, aż rzeczywistość zatoczy koło i wróci do punktu startowego, rozpoczynając nasz cykl świadomościowy od samego początku.

--

--

Bartek Jagniątkowski

Philosopher / Mentor / Thinker / Lecturer / Writer / Painter / Best dad in the whole world / https://jagniatkowski.net